Strona:PL Sand - Joanna.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
151

— Więc mnie opuszczasz, — zawołała ciołka klnąc, złorzecząc, płacząc, krzycząc i wielką rozpacz udając, — dziecko którem wychowała, którem wybawiła i w pole nosiła, kiedy jeszcze większa niebyła jak moje trzewice? Dziewczyna, za którą bym moje życie oddała, i dla któréj nie szłam za mąż wcale, aby jej wszystko co mam po mojéj śmierci pozostawić?
— O, idźcie za mąż, idźcie tylko, moja ciotko, jeżeli wasze serce tego spragnione, — odpowiedziała Joanna łagodnie. — Nigdym jeszcze od nikogo nie słyszała, żebyście się tego dla mnie wyrzeknąć mieli.
— No to dobrze! tak! pójdę za mąż! Mam jeszcze trochę zabytku, ale to nie ty pomnie go oddziedziczysz, bo zrobię testament i zapiszę wszystko mojemu mężowi.
— Idźcie więc za mąż, i zapisujcie komu chcecie! — rzekł proboszcz wstrząsając ramionami.
— Ależ to zawsze jest okrutnie, — wyła megera — być tak opuszczoną! O gdyby moja biédna siostra o tém była wiedziała, toby ci była swojego błogosławieństwa na śmiertelném łożu niedała!
Te wyrazy srogie wielkie wrażenie na Joannę zrobiły. Zadrzała, zachwiała się, i zrobiła poruszenie, jak gdyby się ciotce swojéj na szyję była rzucić chciała aby ją uspokoić; ale spotkawszy się wzrokiem z twarzą ponurą i złowrogą człowieka, który stał za jéj ciotką w głębi izby koło kominka, zatrzymała się.
— Słuchajcie moja ciotko, — rzekła, — żeby się dom mój nie był spalił, nigdybym się z wami nie była rozłączyła. Gdybym miała na tyle, aby sobie inny wystawić, tobym do was powiedziała, żebyście ze mną mieszkać przyszli; ale to być nie może. Oto widzicie,