Strona:PL Sand - Joanna.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
143

prawdziwą potrzebą lub dziwactwem jakiéj praczki rzeczywistéj.
— Nie jest to tak łatwe do wytłómaczenia, jak się ci zdaje. W téj tu okolicy, niewiém, czyliby jedną znalazł kobiétę tak śmiałą, któraby się tej pracy oddać odważyła po zachodzie słońca, nieobawiając się zwabić w koło siebie okropny poczet tych widm praczek. Nieprawdaż Kadecie?
— O prawda, wielka prawda, panie Lionie! Niech kaduk weźmie naszą pomyłkę. Jeszczem nigdy nie miał tak straszliwéj nocy! —
I biédny Kadet, który z przestrachu i zgrozy zębami dzwonił, rzucił się na wszystkie cztéry nogi obok Joanny, i spiesznie kilka razy się przeżegnał.
— Jeżeli w tém jest w istocie coś nadzwyczajnego, to trzeba będzie to sprawdzić, — rzekł Wilhelm.
— Zaczekaj chwilę, — odrzekł Marsillat idąc zabrać z sobą topór ciesielski — może to jaki wisus, który nienajlepsze ma zamiary.
Podczas gdy Leon pobiegł ku miejscu na którém broń swoją zostawił, Wilhelm otworzywszy swój nóż myśliwski któren był wziął z sobą w podróż, przysłuchiwał się odgłosowi jasnemu i donośnemu prania, który od chwili do chwili przestawał, a co chwila zbliżać się zdawał, jak gdyby praczka tymczasem o dwa kroki się zbliżyła, postępując ciągle wzdłuż potoku, któren ze wzgórza w kierunku kamieni d’Ep-Nell płynął.
— Przecież się przy mnie niczego nieboisz Joasiu? — zapytał Wilhelm swojéj chrzestnicy, która wstała i za ramię go ujęła.