Strona:PL Sand - Joanna.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
114

— Ależ biegajże żywo, panie kościelny! — rzekł Marsillat pędząc przemocą przed sobą wszystkich tych ludzi rozwodzących płacze i żale.
— Czyż ja tam mogę biegnąć, kiedy jestem kulawy? — odpowiedział Leonard, — zapewniebym i gwałtem na sam ostatek przybył; ale pobiegnę tymczasem uderzyć w dzwony.
— Uczyń to uczyń, i zadzwoń na gwałt! — odrzekł Marsillat — to przyciągnie ludzi do pomocy. Daléj wszyscy co tu jesteście, chodźcie zamiast co macie krzyczeć i dziwić się! kobiéty, dzieci! — gdzie jest cieśla ze wsi, aby się z nami udał do ognia? w mieście? — a zatém zaprowadźcie mnie do jego chaty, i wskażcie mi gdzie jego statek leży, abym mógł wziąć jego topór. —
— Poszukam go wam panie Leonie, — rzekła jedna z kobiét — niech tylko pan nie zagubi topora mojego człowieka!
— Księże proboszczu, najlepiéj by było, gdybyś jegomość oświęcił z dzban wody, — ozwała się inna — to środek najlepszy na ogień piorunowy.
— Tego wszystkiego nie potrzeba — ozwał się znowu inny, — poszukajcie jeno matki Gity. Umie ona zamówić i zażegnać ogień.
— A jakżeż wam pójdzie kiedy iść niémoże?
— To ją wsadzimy na konia. A właśnie téż stoi wielki koń u niéj w stajni.
— Ale uoch! Joasia umie także zażegnać! jeszcze może lepiéj jak matka Gita; wszak ci to matka jéj nie umarła zapewnie, żeby ją czego nie była nauczyła.
Wilhelm i Marsillat już biegli pędem z góry z dwoma lub trzema najśmielszemi i najskorszemi. Kupa