Strona:PL Sand - Joanna.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
112

nieobawiasz o pana Boussac w całém tém rozporządzeniu chrześciańskiém i ojcowskiém?
— Wytłómacz się jaśniéj, odrzekł Wilhelm zimno; niémam na tyle przenikliwości, abym mógł za piérwszém słowem odgadnąć twoje dowcipy bystre.
— W téj mierze niémogę się tłómaczyć tylko przed proboszczem jedynie moim ojcem duchownym, moim przyjacielem, jak Panurg się wyraził. Czyś czytał kiedy Rabelego księże proboszczu?
— Nie.
— Tém gorzéj dla ciebie; bo byś się był z niego nauczył, mój kochany księże, że nie wypada nigdy zamykać wilka do stajni.
— Nie rozumiém pana wcale.
— Cóż to, czyż niewiész że Joanna jest czarownicą? i że jeźli zechce oczarować mojego przyjaciela Wilhelma, nie potrzebuje tylko trzy słowa powiedzieć swojej dobrej przyjaciółce Wielkiéj-Bogince, królowej boginek, któréj jest oblubienicą, jak wszyscy o tém wiedzą?
— Niewiém tylko, jak możesz jeszcze żartować sobie tak złośliwie z istoty uczciwéj i litości godnéj, która dopiéro co matkę utraciła, i nigdy swojém zachowaniem się nie dała powodu do tego, aby taki rozpustnik jak ty, panie Marsillat, robił jej ten zaszczyt i nią się zajmował.
— O proboszczu! jeżeli się puścisz na ucinki, to ci będę musiał przypomnieć ducha chrześciańskiéj miłości. Czyliż się zajmuję dziéwczętami z twojéj parafii? Trzebaby bardzo być przebiegłym, aby je zwrócić z dobréj drogi na któréj je prowadzisz; a potém czyliż to zna-