Strona:PL Sand - Joanna.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
110

nie można było, nazywając go swoim paniczem tém samém uściśnięciem poufałém go powitała.
— Moja kochana — rzekł do Joanny, starając się, z powodu przytomności Marsillata powagę swemu głosowi nadać; — nie żegnam cię jeszcze na zawsze: jutro się zobaczemy na pogrzebie mojéj biednéj mamki, na którym być się spodziéwam.
— To za wiele dla nas szczęścia mój chrzestny panie, odpowiedziała Joanna.
— To bardzo dobry i szlachetny uczynek, panie baronie; zawołał ksiądz; to bardzo ładnie. Mogę śmiało powiedzieć, że mało jest młodzieży w stanach wyższych społeczeństwa, zdolnych do podobnego uczucia pokory, i tak religijnego uczynku. Moja kochana Joasiu, masz oto dobrego i szlachetnego chrzestnego ojca i prawdziwego przyjaciela. Nabierz tedy odwagi, moja córko, i przyjmując z uległością woli boga to nieszczęście, które cię dzisiaj dotknęło, niezapomnij złożyć dzięki opatrzności najświętszéj, która ci w tak pomyślną porę zsyła szlachetnego opiekuna, jak gdyby ci chciała oszczędzić zgrozy usamotnienia. Życzę sobie tego z całego serca, aby szlachetna matka pana barona chciała cię przyjąć do swojego domu, abyś w niéj znalazła drugą matkę, jakeś znalazła prawdziwego brata w Chrystusie w osobie godnego jéj syna.
— Mój paniczu chrzestny, świadczycie mi więcej przyjaźni jakem na to zasłużyła; będę też za was prosić boga, i za was to samo księże proboszczu.
I rozczulona do głębi serca tą przychylnością którą jej okazywano, biédna i poczciwa Joanna odeszła łkając z rzewnego płaczu.