Strona:PL Sand - Joanna.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
108

helm słysząc tę rozmowę — jesteś ty dziewczyną bardzo źle strzeżoną, a nieprzyjaciel twojéj niewinności z łatwością potrafi uśpić baczność i roztropność twoich obrońców najwłaściwszych. Poczciwy proboszcz zaciekle jest myślą jedną zajęty, z czego Marsillat tanim kosztem korzystać nieomieszka. Nikt ci przeto więcéj niepozostaje prócz mnie biédna siéroto. Dobrze więc, ja cię nieopuszczę, i jeźli już jest za późno, to przynajmniéj będę się starał zapobiédz nieszczęsnym skutkom twego błędu.
— Otóż i biédna Joasia idzie, — ozwał się Marsillat, uważając z pod oka księdza, który się jeszcze bardziéj zmięszał, spostrzegłszy się, że wpadł w łapkę.
Wilhelm zadrzał na krześle, i żywo się obrócił, aby nie stracić z oka wyrazu twarzy Joanny w chwili, w któréj się z spojrzeniem Marsillata spotka; ale dzięki bezczelności jednego i niewinności drugiéj, na twarzach obu żadnego śladu porozumienia wyczytać nié mógł.
— Dobry wieczór, księże proboszczu, — rzekła Joanna. — Dobry wieczór panie Leonie. Szukam tu mojego panicza chrzestnego. A! dobry wieczór, paniczu chrzestny. Oto tyle się mi jeszcze zostało piéniędzy z tego coście mi dali, i przyszłam wam tę resztę oddać i podziękować za waszą dobroć paniczu chrzestny!
— Powiedziałem ci już raz Joasiu, że nic nie odbiorę.
— Cóż więc z tém począć? Nie potrzeba mi tyle piéniędzy. Wszak tu tego będzie..... mało czterdzieści franków?
— Kupisz sobie suknie żałobne za nie, moja Joasiu, — rzekł proboszcz głosem nadzwyczaj łagodnym i