Strona:PL Sand - Joanna.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
105

— Powiedziałbyś mi znowu że to stanowi dwa, nieprawdaż? lecz ja się nie skarżę wcale na tego cienkosza, — ujdzie! Ależ Wilhelmie? cóż ci to jest? czyż mi nie chcesz towarzyszyć? proboszczu! daléj! pomóżcież mi, inaczéj wywrócę moją szklankę..... a mam ci udzielić ważne odkrycie!
— Odkrycie archeologiczne?
— Nie, geologiczne! czy wiecie co mi Klaudyja w podróży opowiedziała? Zobaczycie natychmiast, że to się zawsze na coś przyda wozić z sobą dziéwczęta na koniu; to kształci ducha i serce. Żebyś mnię tylko chciał usłuchać proboszczu, tobyś nie wsiadł nigdy na twoją Siwą, niémając przy sobie jakiéj czarnooki zamiast tłómoczka, coby ci opowiadała różne podania.
— Zawsze pełno kiepskich żartów!
— Może bardziéj lubisz jasno-włose? weź z sobą jasno włosą!
Proboszcz się zmięszał, ale Wilhelm, który do kominka był obrócony tego niespostrzegł, a Marsillat udał, że nic nie widzi.
— Cóż to za powiastka? słuchamy! — odrzekł proboszcz, chcąc przez to ukryć swoje pomięszanie; — zapewne jakie bzdurstwo nowe!
— Słuchajcie więc! znasz księże dobrze skałę de Baume, na któréj widać ślad ludzkiéj stopy?
— Jest to stopa ś. Marcyjala, który osobiście w te strony przybył, aby zniszczyć cześć bałwanów i nauczać chrześciaństwa w Toull-Saint-Croix, w roku naszego Zbawiciela.....
— Właśnie téż tu mowa o ś. Marcyalu i naszym