Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

aby uniknąć nadal wszelkiego niebezpieczeństwa. Obowiązuję się za pięćset franków wzmocnić to, co jest, ale nie dodam tego, czego brakuje. Mam krewnego mularza, który to zrobi jak najtaniej.
Kiedy Ivoine chciał dobić targu, brał się do rzeczy gorliwie i nie ustąpił łatwo. Chciał koniecznie mieć moje ostatnie słowo, a ja obstawałem przy tem, że spytam pierwej hrabiego.
— Dajcież pokój panu Karolowi, wmieszał się między nas Michelin. Jak możecie myśleć, że hrabia poniesie jakiekolwiek wydatki dla rudery, którą ledwie raz widział i więcej może widzieć nie będzie.
— Jeżeli tak! zawołał rozgniewany Ambroży, jeźli hrabiemu jest obojętnem, czy was zasypią gruzy tego starego zamczyska czy nie, to dla was nie powinno to być obojętnem. Słuchajcie ojcze Michelin, jesteście głową rodziny, nie możecie więc zezwolić na okaleczenie waszych wnuków. Pozwólcie mi mieszkać na wieży do końca mego krótkiego życia, a naprawię ją za darmo, a was to ani grosza kosztować nie będzie.
— A! to dziwaczny pomysł, odrzekł staruszek. Alboż wybyście zagrzali gdzie kąta?
— Już mi się sprzykrzyło włóczyć po drogach i sypiać często pod gołem niebem. Jestem stary, bez rodziny a żebrać nie pójdę. Pozwólcie mi mieszkać przy was. Wypłacę się wam za to utrzymywaniem wieży w dobrym stanie, a co do żywności, to dostarczę wam tyle dziczyzny, że będziecie jej sami mieli po uszy.
— Gdybym był tu panem, odparł stary Michelin, nie wahałbym się chwilki, nie zawadzalibyście nam tutaj; ale nie wiem czy przysłużą mi prawo wynajmywać jakąkolwiek część zamku.