Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dowaną. Szalała prawie, chciała biedz, szukać nie wiedząc sama gdzie, obwiniała wszystkich że źle szukali, i była pewną, że znajdzie syna.
Hrabia zniecierpliwiony, nabrał Julję z góry że po głupiemu wzięła się do rzeczy, i podjął się sam wyjaśnić hrabinie całą prawdę.
— Mamka utonęła z dzieckiem, powiedział, i nie znaleziono po nich tylko szal i czepeczek dziecinny.
Pani osłupiała i zbladła jak marmur. W jednej chwili wyobraziła sobie tragiczną śmierć swojego dziecięcia, i wyciągnęła ręce, jakby się chciała rzucić na jego ratunek; ale upadła twarzą do posadzki i zemdlała.
Jak tylko przyszła do siebie dostała dreszczu i gorączki. Zawołano lekarza, który gdy mu opowiedziano co się stało, nakazał, aby nie odbierano matce jej urojonych nadziei. Pani przez dwa tygodnie była ciężko chora, a zobaczywszy ją nie wierzyłem w polepszenie jej zdrowia. Nie była osłabioną tak, jakby się tego należało obawiać; przeciwnie, krzątała się z gorączkową żywością, była czynną, odważną, i samodzielną, czego nikt w niej wpierw nie spostrzegł; mówiła o swoim synu, wypytywała się wszystkich, chciała wiedzieć najdrobniejsze szczegóły tego nieszczęścia. Prawdopodobnie nie wierzyła w śmierć swego syna, nie zwierzała się przed nikim z swoich nadziei, aby jej nie odbierano tych złudzeń.
Ta okoliczność dopiero nauczyła mię, że najmozolniejsza kombinacja nie zastąpi rzeczywistego faktu. Pani wypytywała się każdego, kogo tylko spotkała, robotników, rybaków nadbrzeżnych, wieśniaków. Dzień w dzień chodziła albo jeździła wzdłuż tej nielitościwej Loary, wzywając ją napróżno, aby jej dziecię oddała. Wchodziła do wszystkich domów i do chat najnędzniejszych chciwa najdrobniejszych wskazówek.