Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Otóż — rzekł pstrokaty wąż skalny, Pyton — przekonasz się, że twój nowy nos doskonale nadaje się do dawania klapsów.
— Bardzo dziękuję — odezwał się malutki słoń. — Pomyślę o tem. Powrócę teraz do moich kochanych krewnych i zobaczę, czy to się uda.
Malutki słoń wybrał się przeto z powrotem do swoich; szedł naprzełaj przez Afrykę i ciągle wywijał trąbą. Gdy chciał owoców, to zrywał je z drzew, nie czekając, jak dawniej, aż same spadną. Gdy chciał trawy, to zrywał ją z ziemi, nie przyklękając przytem, jak to poprzednio zwykł był czynić.
Gdy mu dokuczały muchy, to odłamywał gałązkę z drzewa i opędzał się nią przed niemi; a kiedy słońce przypiekało, to sporządzał sobie nową czapkę, chłodną i wygodną. Kiedy zaś podczas pochodu przez Afrykę uczuł się samotnym, to nucił sobie na swej trąbie, a hałas z tego był większy, niż gdyby kilka orkiestr przygrywało na dętych instrumentach.
Umyślnie zboczył z drogi, aby odwie-