Strona:PL Rudyard Kipling - Takie sobie bajeczki.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wtem pstrokaty wąż skalny, Pyton ześlizgnął się z brzegu i rzekł:
— Mój młody przyjacielu, jeżeli zaraz, niezwłocznie nie szarpniesz z całej siły, to, mojem zdaniem, ten twój nowy znajomy we wzorzystym, skórzanym płaszczu (miał na myśli krokodyla) wciągnie cię do wilgotnej, szaro-zielonej rzeki, zanim zdołasz pisnąć.
W ten sposób zwykły zawsze przemawiać pstrokate węże skalne, Pytony.
Malutki słoń przysiadł tedy na swych tylnych nóżkach i szarpał, i szarpał, i szarpał, a nos jego stawał się coraz dłuższy. A krokodyl rzucał się na wszystkie strony i bił wodę ogonem, aż zbielała całkiem jak śmietana, i szarpał, i szarpał, i szarpał. A nos malutkiego słonia stawał się coraz dłuższy. Więc słoń wsparł się mocno na wszystkich czterech nóżkach i szarpał, szarpał, szarpał, a nos wydłużał się mu coraz bardziej, a krokodyl bił wodę ogonem, jak jakim sterem, i szarpał, i szarpał, i szarpał, a za każdem szarpnięciem nos malutkiego słonia stawał się dłuższy i dłuższy i — bolał go okrutnie.
Wtem mały słoń uczuł, że nogi pod