Strona:PL Rosny - Vamireh.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jednakże, poniżej Wenery ukazało się jakieś blade światełko. Sierp księżyca zarysował się zwolna, na rzece i pomiędzy drzewami ukazały się pręgi świetlne, poprzedzielane długiemi, długiemi smugami cieniów. Wtedy to uwydatniła się postać człowieka—kształty dorodnego myśliwca, z płaszczem zarzuconym na ramiona. Blada, szeroka twarz, pokreślona linijami ochry czerwonej widniała pod długą, ściśniętą czaszką. Asagaja z ostrzem rogowem zwieszał się mu u pasa, w ręce prawej trzymał olbrzymią maczugę dębową.
Z ukazaniem się promieni świetlnych krajobraz począł oddychać życiem nie tak już dzikiem. Wśród topoli widać było trzepoczące się białe skrzydła motyli, dokoła równiny tu i owdzie otwierały się jakgdyby rajskie ustronia, widocznem było jakieś ożywcze drganie przyrody, jakiś protest nieśmiały przeciwko okrucieństwu mroków. Nawet dzikie odgłosy słabły stopniowo, mniej zażarta walka toczyła się w głębiach poblizkiego lasu, wielkie drapieżniki nasyciły się już krwią i miłością.
Człowiek, wyszedłszy z nieruchomości swej, zdążał teraz po brzegu rzeki lekkim krokiem myśliwca, ścigającego zdobycz. W odległości półtora tysiąca kroków zatrzymał się nagle, czatując. z asagają podniesioną na wysokość czoła. Na skraju małego lasku wiązów ukazała się zwinna sylwetka wielkiego jelenia o dziesięciu rogach.