Strona:PL Rosny - Vamireh.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

upadnie, a wdzięczne kształty ich przemysłu, dopiero po długim okresie, powstaną z martwych.
Otóż, działo się to w okolicach połuduiowschodu, na nowiu, w drugiej już połowie nocy. W szarawem świetle wielkiej doliny rozlegały się głosy zwierząt drapieżnych. W przerwach pomiędzy chwilami ciszy, jakaś rzeka opowiadała o życiu płynów, rozbrzmiewając eufoniją fal. Olchy i topole odpowiadały jej przerywaną harmoniją szeptów i szmerów. Hen daleko, ku wschodowi Venus wyjeżdżała na łowy. Teoryja nieśmiertelnych gwiazdozbiorów świtała już pośród samotnych pątników nieba. Alkor, Wega, obie Niedźwiedzice powoli zataczały swe kręgi dokoła biegunowej gwiazdy Łabędzia.
Drgało życie w tych mrokach nocy — życie krwiożercze albo lękliwe — oddane biesiadom i walkom miłości lub głodu; do jego rytmów tajemnych przyłączyło się jeszcze tętno ludzkiej myśli. Nad brzegiem rzeki, na złamie skały samotnej sylwetka jakaś wynurzyła się z jaskini Ludzi. Postać pozostawała tak nieruchomą, milczącą i baczną, wznosząc od czasu do czasu oczy ku gwieździe porannej. Jakieś niejasne marzenie, jakieś zarysy estetyki astralnej zaprzątały umysł nocnego gościa; marzenia owe częstszym bywały u tych naszych przodków objawem, aniżeli wśród wielu ludów późniejszych. Zdrowie i radość tętniły mu w żyłach, bez strachu napawał się on gwarem i ciszą dziwnej przy rody, z całkowitą świadomością swej siły.