Strona:PL Rosny - Vamireh.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ukazały się oznaki gniewu. Ruchem olbrzymiego dziecka, robiąc wyrzuty materyjałom, opuszczając odczasu do czasu ręce bezwładnie, parę razy odrzucił on rylce. Upór jego rasy popychał go niebawem do roboty — aż skończył wreszcie swój szkic, poprawił nieudane zarysy. Wtedy powstał zmęczony i nie chciał już patrzeć na swoje dzieło. Melancholija jakaś opanowała mózg jego, jakieś upokorzenie wobec przyrody. Przez długą chwilę pozostawał tuż nad rzeką. Była to wielka doba płodności — w wodzie roiło się od mnóstwa zwierząt niższych, z których wiele poprzychodziło z morza i powracało teraz do jego głębin. Wylewy z okresu porównania dnia z nocą ustały już były od miesiąca, gałęzie i pnie drzew, zmytych przez powódź, trafiały się już rzadko.
Zbliżało się południe, żar słońca: cienie malały, powietrze drgało upałem, słupy rozgrzanej atmosfery wznosiły się ku górze, ale wśród chłodu wysepki, pod świeżem tchnieniem wierzb i olszyny chwila ta była urocza. Tam — na dalekim brzegu ukazało się jakieś duże zwierzę z rogami; Vamireh poznał żubra Zbliżyło się ono bez pośpiechu do brzegu rzeki, jakgdyby po jakiejś kamienistej grobli. Serce myśliwego zadrgało na widok olbrzymiego ssaka; podziwiał on jego szeroką, pochyloną ku wodzie czaszkę, wysokie nogi, pierś muskularną.
— Eho! tu jest Vamireh... Vamireh! krzyknął on zwierzęciu głosem donośnym.