Strona:PL Rosny - Vamireh.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ścigając lwa, który pomykał ku wschodowi, gdy tymczasem pantera, stanąwszy, spoglądała na całe to widowisko. Obydwie sylwetki malały i jakgdyby ulotniały się; człowiek, mało obawiając się pantery, pomyślał znowu o opuszczeniu kryjówki, gdy wtem położenie rzeczy zmieniło się znowu: lew powracał drogą ukośną, jakgdyby zniewolony do tego przez jakąś przeszkodę, rozpadlinę skalną, czy bagno.
Człowiek drwił sobie, śmiejąc się ze zwierzęcia, które nie umiało lepiej obrachować ucieczki i ukrył się znowu, gdyż ogromni zapaśnicy dążyli prawie prosto ku niemu, tylko że z powodu owych skrętów, krępującego brzemienia, ścigany stracił był teraz na odległości. Myśliwiec bacznie rozejrzał się wkoło: aby się wdrapać na topolę potrzeba było przebiedz z jakie dziesięć kroków, zresztą kot jaskiniowy umiał również wchodzić na drzewa. Co zaś do skały Troglodytów, to do niej było chyba z dziesięć razy dalej; postanowił więc stawić czoło przygodzie.
Krótko się wahał: po dwu minutach drapieżcy dosięgali już skraju jego kryjówki. Tam właśnie lew, przekonawszy się, że ucieczka byłaby daremną, wypuścił jelenia i czekał. Było to jak gdyby wytchnienie, chwila zwłoki, podobnej do tego, kiedy przed chwilą pantera usiłowała zatrzymać swą zdobycz. Dokoła panowała cisza, zbliżał się moment zwiastujący zasypianie istot nocnych i budzenie się do światła dziennych.