Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wieckie, zrywała kwiaty w ogrodzie i plotła z nich cudne wieńce, biegając sobie po boru rozmawiała z świegotliwemi ptaszkami...... Mimo to wszystko, za kilkanaście dni, tęskno jej się zrobiło za ludzka rozmową. — Straszny potwór nie był prawda nic a nic do ludzi podobny, ale mówił jak człowiek istny. Znudzone dziéwczę, w pół chętne, w pół niechętne, odważyło się nareście zagwizdać na niego w srébrną piszczałkę; wybrało jednak umyślnie do tego godzinę zmiérzchu, kiedy niewidząc go bez zgrozy słuchać mogła.
Potwór umiał tak doskonale zająć ją powieściami i rozmową swoją, że odtąd każdego wieczora wołała go do siebie, — a mało po mału odważyła się wreście mówić z nim po dniu, odwracając tylko głowę od niego. W miesiąc, mogła już patrzeć nań bez trwogi, i nawet za stół przy sobie sadzała.
Przyszła smutna, słotna zima, trzeba było siedziéć zamkniętą w murach przez dnie i tygodnie całe, — cóż sama począć sobie miała? Jak tylko więc rano ubrała się, wołała do siebie strasznego potworu Jadwisia, bawiąc z nim aż do nocy, kiedy spać iść miała. Kazała mu opowiadać powieści, których, umiał bez liku, swarzyła się z nim i godziła, grała z nim w gry rozmaite; ale chociaż jéj nie raz przyszła myśl pusta kazać mu przez kij skakać, nie śmiała tego wymówić, nie żeby się go bała, ale że mu niechciała przykrości tém sprawić. —