Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ale, choć teraz nieczysta siła nieprzeszkadzała widomie, napróżno się mozolili, rozwalając twarde mury i kopiąc w gruzach — nieznaleźli ani złamanego szelaga. — Przestali więc ludzie zgoła myśléć o wydobyciu onych skarbów, — jak bądź wieść o nich szła wciąż od pokolenia do pokolenia.
Dopiéro gdy Prusacy trzymali Warszawę, zdarzyło się że do Rawy przywędrował, kusy, w trójgraniastym kapelusiku, w pluderkach, pończoszkach, trzewiczkach, a chudy jak szczapa, cudak, — opowiadając: że umié skryte wynajdywać skarby i że jest ich bez liku na Anielskiéj górze. Na przekonanie niedowierzających puścił pod górę złocistą kulę, która się sama z siebie na wiérzch zatoczyła i legła w pośrodku gruzów. — Mieszczanin rawski, do którego pod ten czas góra należała, widząc to, dał się skusić namowom kusego i począł rozmyślać gorąco, jakby się do skarbów można dostać. Nie była to rzecz łatwa; podług powieści kusego do wydobycia ich koniecznie potrzeba było: szczérozłotéj motyki, oskardu i rydla, — na to zaś całe mienie mieszczanina nie starczyło. W krótce jednak znalazło się z nim do współki kilku łakomych sąsiadów.
Rozumni a pobożni przyjaciele odradzali im gorliwie, przedstawiając: jako mając z łaski Bogá pewny kawał chleba, nie powinni sięgać po źle nagromadzone bogactwa; jako kusemu nigdy niedowierzać, — osobliwie zaś że temu kaducznie cóś źle z oczu patrzało.