Strona:PL Roman Zmorski - Podania i baśni ludu w Mazowszu z dodatkiem kilku szlązkich i wielkopolskich.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a i ci noc w noc znikali jak tamci. Byłoć u nas pod one czasy łotrów nie mało, ale pomału tak się wytępili, że ledwie raz w rok który się dał znaleść, i król, za drogie piéniądze, musiał z dalekich krajów zakupywać żér ludzki dla swojéj strzygi.
„Cztérnasty rok już tak mija. Poczciwy król zubożył się i zadłużył, — nie jeden śmiały ochotnik także życie swe położył, — zaklętéj zbawić nikt niezdolał. I otóż teraz tak co dnia król wzywa i obiecuje nagrody, — ale któż się waży na śmierć pewną?… Co to będzie, co to będzie, jak tak dłużéj potrwa jeszcze?“....
W tém odwołał któś karczmarza na stronę, a nasi téż podróżni już wszystko wiedzieli. — Dziadek, chyląc się do ucha chłopcu, rzekł:
— „A co? mój synu! otóż ci wrota do szczęścia otworem. Maszli odwagę i wiarę w me słowa a serce wdzięczne, możesz wybawić królewnę i zyskać nagrodę jaką zachcesz.“
Siérota pomyślał sobie że dziaduś z niego żartuje; ale jak mu na twarz spojrzał, taka w niéj była powaga, dobroć i świętość, że zląkł się swojéj niewiary jak grzéchu. Jako zaś był z przyrody odważnego i chętliwego serca, tak gotów się był podjąć zbawienia królewnéj, byle go dziaduś jak dokazać tego nauczył.
— „O tém potém, mój Marcinie“ — odpowie-