Strona:PL Rolland - Colas Breugnon.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że Andoche uważa mnie niemal za takiego samego warjata, jak jego pan. Lokaj popychał mnie delikatnie i nieznacznie ku wyjściu.
Zatrzymałem się w progu, chcąc ostatniem spojrzeniem ogarnąć cały obraz zniszczenia, a wówczas Andoche przystąpił i nagłym ruchem obrócił mi głowę niemal całkiem wstecz. Przerażony w pierwszej chwili, roześmiałem się lokajowi w sam nos i wyszedłem.
Znalazłszy się na gościńcu, powiedziałem do siebie:
— Teraz już koniec. Straciłem wszystko! Tylko się kłaść do grobu. Zostały mi jeno skóra własna i kości. Tak u djaska... prawda, ale i to coś warte. Wszak znacie, drodzy państwo, odpowiedź, jaką dał dowódca obleganej fortecy, gdy oblegający odgrażali się, że, w razie dalszego oporu, pozabijają ich dzieci.
— Zabijajcie! Posiadamy przy sobie narzędzia dla sporządzenia innych!
I ja mam swoje narzędzie... nikt mi go wydrzeć nie zdoła. Świat to jałowa pustynia, a tylko tu i owdzie widnieje nieduże poletko obsiane przez nas, artystów. Bydło przychodzi, wyjada rośliny, depce nogami zagony, niweczy wszystko, bo bydło nic innego uczynić nie jest zdolne. A my bierzemy się na nowo do roboty