Strona:PL Rodzina kamieniarza.pdf/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
 — 37  —

wiu męża nie puścimy was do domu. Prawda, mamo? — mówił Stanisław po powrocie ze szpitala.
— Naturalnie, naturalnie! Będziecie mogli przynajmniej odwiedzać męża codziennie — przyświadczyła dobra pani.
I dobrze się stało, bo zaraz nazajutrz chory odzyskał przytomność, a po kilku dniach siostra miłosierdzia zwiastowała im wesołą nowinę, że lekarze po naradzie zapewnili, że chory wyzdrowieje, choć jeszcze nieprędko.
— Drogi panie — mówił nazajutrz Wacek — niech pan będzie łaskaw znaleźć dla mnie miejsce w jakiej fabryce. Już umiem trochę rzemiosła, cokolwiek zarobić mogę. Szkoły nie mam czasu kończyć, gdyż nie mogę pozwolić, aby ojciec nadal pracował w łomach.
— Dobry z ciebie syn, mój Waciu! Ale widzisz, teraz przed egzaminami szkoły rzucić ci nie pozwolę; musisz otrzymać świadectwo, które ci się w życiu przydać może, choćby na to, żebyś dostał większą zapłatę jako skończony ślusarz. Co do ojca, to już o nim pomyślałem. Po takiej chorobie do ciężkiej pracy wrócić nie może, dlatego też wystarałem mu się o miejsce odźwiernego w fabryce naszego krewnego, który i ciebie od Św. Jana obiecał przyjąć do warsztatu.
— O nasz dobrodzieju, Bóg ci zapłać! Co ja mogę więcej powiedzieć na to wszystko, co pan dla nas zrobił — wyrzekł przejęty wdzięcznością chłopak — i z uczuciem synowskim chwycił rękę młodego badacza i przycisnął ją do ust.
Rozczulony Michalski uścisnął go serdecznie.
W pół roku potym Wacek z rodzicami i rodzeństwem mieszkał w skromnej, lecz czystej izdebce odźwiernego, przy fabryce żelaznych wy-