Strona:PL Rodzina kamieniarza.pdf/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
 — 31  —

ciwszy się do Wacka, kazał sobie podać powrózek, którym się chłopiec opasał, wychodząc z domu, bo wracając wieczorem do domu, miał nazbierać trochę gałęzi i przynieść je na ogień.
Kamieniarz ze słowami: «Boże, dozwól nam uratować tego nieszczęśliwego», zrobił na jednym końcu pętlę, położył się nad przepaścią i ostrożnie, aby nie poruszyć krzaka, podsunął powoli pętlę pod nogi studenta i przeciągnął przez nią koniec wolny. Podczas, gdy ojciec zajęty był ratowaniem, syn ukląkł przy nim na ziemi i z całych sił przyciskał jego nogi, aby wypadkiem ciężar głowy i prawie połowy korpusu nie przeważył.
Przekonawszy się, że sznur jest mocno związany, Pokora odczołgał się od brzegu i ukląkszy, zaczął z synem wciągać bezwładne ciało na górę. Szło to dosyć trudno, pomimo że student nie był ciężki; obawiali się też poranić go o wystające kamienie.
Skoro tylko można było uchwycić za nogi, Pokora ujął je, a za sznur ciągnął dalej Wacek.
Nakoniec z wielkim trudem udało się wydostać studenta na górę i położyć w bezpiecznym miejscu; nie bez szwanku wprawdzie dla ratowanego, który miał pokaleczoną głowę, twarz i szyję i poszarpane odzienie.
Obaj Pokorowie tak czuli się wyczerpani fizycznie i moralnie, że musieli chwilę odpocząć.
Ocierając pot i oddychając głęboko, spoglądali na leżącego bez ruchu.
— Tatku, on chyba nie umarł? — spytał Wacek.
— Bądź spokojny, czułem bicie serca. Ale biedak, padając, ze strachu, lub może z przyczyny uderzenia krwi do głowy, zemdlał. Skocz po trochę wody, to mu przywrócimy przytomność.