Strona:PL Rodzina kamieniarza.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
 — 17  —

czasami liści dawnych drzew, dziś już u nas wcale nie rosnących.
I chłopcy spotykali je często, ale nie zwracali wcale na nie uwagi i nie zastanawiali się nad tym, skądby one się wziąć mogły. Dopiero, gdy młody student zaczął poszukiwać takich odcisków, postanowili mu w tej pracy pomagać i na wyścigi wyszukiwali coraz piękniejsze okazy.
Ponieważ równocześnie z przyjazdem pana Michalskiego zaczynały się wakacje w Kaźmierskiej szkole, chłopcy Pokorów mieli dużo czasu wolnego i jeden przez drugiego napraszali się do towarzystwa młodemu uczonemu. Oprowadzali go po sąsiednich skałach, lasach, które wybornie znali, pomagali mu nosić okazy znalezione lub wykopane.
Ale w lecie mieli także dużo roboty koło domu i pomoc ich była niezbędną. Musieli nagromadzić dla kozy paszę na zimę, z matką zbierać zioła do apteki, obrobić ogródek, który się coraz powiększał, bo oprócz włoszczyzny i jarzyn, Franio, za poradą pani aptekarzowej, zaczął hodować zioła lekarskie: majeranek, rumianek, szałwię, lawendę, koper włoski.
Że jednak przechadzki z panem Michalskim bardzo były dla chłopców pożyteczne, bo codzień coś nowego się od niego nauczyli, z czym nie omieszkali pochwalić się w domu, więc rodzice postanowili posyłać ich do pana Stanisława kolejno: jeden zostawał w domu, drugi szedł, jak mówili «na służbę».
— A na co pan te kamienie zbiera? — spytał raz Wacek, drapiąc się za studentem na wysoką skałę.
— Mój drogi, z tych kamieni uczą się dzieci w Warszawie tego, co wy tu macie przed oczyma.
— Jak to można uczyć się z kamieni?