Strona:PL Rodzina kamieniarza.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
 — 10  —

Dzieci zbladły z przerażenia; Wacławowi przyszło na myśl, że coś podobnego mogłoby spotkać i ich ojca.
— Nieszczęśliwa Dąbkowka! Biedne dzieciaki — żałowała kamieniarzowa. — A jak to było?
Pokora siadł na ławce, zdjął słomiany kapelusz, czerwoną chustką otarł sobie spocone czoło i twarz zakurzoną.
— Właśnie rozsadzaliśmy dynamitem skałę. Po wybuchu oberwała się gruba warstwa, a gdy drobne kamienie przestały spadać, wleźliśmy na górę, aby odłamy zrzucić. Dąbek szedł naprzód. Wtym niespodziewanie oberwał się jeszcze kawał i stoczył wprost na niego. Nim zdążył się cofnąć, kamień dosięgnął jego nogi i przewrócił go na ziemię. Uderzenie było tak silne, że Dąbek zemdlał.
Pośpieszyliśmy mu z pomocą i dopiero po długim usiłowaniu zdołaliśmy go przywrócić do przytomności! Skarżył się na straszny ból w nogach, które broczyły we krwi. Jędrzej skoczył dać znać Dąbkowej, a ja zostałem przy chorym. W jakie pół godziny przybiegła zdyszana, zapłakana żona ze starszą córką i przydźwigały pierzynę, poduszkę i płachtę, a Jędrzej dwa grube drągi, parę kawałków kory, którą odłupał ze świeżego pnia, konewkę wody i starą koszulę na bandaże. Z trudem poprzecinałem odzienie na poranionych nogach, obmyłem je cokolwiek z zakrzepłej krwi, ostrożnie uniosłem z pomocą wciąż zawodzącej żony, obwinąłem bandażami; położyliśmy następnie fartuch i chustkę Dąbkowej na korze. Tymczasem Jędrzej przymocował dwa boki płachty do drągów, poczym położyliśmy ją na ziemi, posłali na niej pierzynę i poduszkę, i pomalutku, aby jak najmniej urazić chorego, złożyliśmy go na posłaniu. Nogi, obłożone korą były