Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  161  —

drogi, do jakichże to czynów przywiodła mię przyjaźń dla ciebie!...
— Uspokój się Natanie — odezwał się Roland — chociażbyś ich i dwudziestu zabił, sumienie najdrażliwszego człowieka nie mogłoby ci nic zarzucić.
Natan ani słowa nie odpowiedział, ale zaczął na nowo rozcierać zdrętwiałe członki Forrestera. Nakoniec Roland mógł stanąć na nogach; wtedy ponowił gorące prośby, ażeby kwakier prowadził dalej szczęśliwie rozpoczęte dzieło, którego celem było wyswobodzenie kobiet z rąk Indyan.
— Ha, jeżeli w istocie masz zamiar uwolnić siostrę — odparł Natan — to...
— Gdybym miał nawet zginąć — zawołał Roland z ogniem. — O, czemuż zamiast mnie, nie oswobodziłeś mej siostry!
— Bracie mój, nie tak łatwo byłoby pokonać dziesięciu mężnych Osagów, jak tych trzech nieboraków, których nieszczęście spotkało. Lecz przyjacielu, opowiedz mi, proszę, przygody wasze od chwili naszego rozstania się, a opowiedz mi je dokładnie, albowiem może więcej mi na tem zależy, aniżeli przypuszczasz.
Roland, aczkolwiek zniecierpliwiony, uczynił zadość żądaniu Natana.
— Więc i Daniel Doe był tam — odrzekł Natan. — Hm, gdzie on się znajduje, tam kryje się jakieś łotrostwo. Czy oprócz niego nie dostrzegłeś pomiędzy Osagami innego białego?
— Zdaje mi się — odpowiedział po namyśle