Strona:PL Robert Montgomery Bird - Duch puszczy.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  162  —

Roland — że był tam jakiś obcy w czerwonym zawoju na głowie, ukrywający twarz starannie.
— Czy on dowodził odziałem?
— Nie — odrzekł Roland — inny Osag, którego zwano Kamiennem Sercem.
— Kamienne Serce! Czarny Sęp! Wenonga! — krzyknął Natan z żywem wzruszeniem — stary, wysoki, kościsty, — mówił dalej jednym tchem — z szeroką blizną przez nos i policzek. Cukierku! — dodał, zwracając się do psa — dlaczegóżeś mnie o tem nie ostrzegł?
Roland ze zdziwieniem spostrzegł wzruszenie Natana.
— I któż jest ten Wenonga, że cię tak mocno zajmuje? — zagadnął.
— Kto on jest? — odrzekł żywo Natan. — Przyjacielu, widać, żeś się wychował na wschodzie, w miastach, kiedyś dotąd o Wenondze nie słyszał. Najdzikszy morderca z pomiędzy wszystkich Indyan! Zabił on mnóstwo białych i żłopał gorącą krew niewiast i dzieci. Bracie mój, lękam się, czy już nie przytroczył skrawionego skalpu twej siostry do swego pasa.
Na te straszne słowa krew zakrzepła w żyłach Rolanda.
— Powiedziałeś — zawołał z okropnem wzruszeniem — iż zamordował Edytę i zdarł z jej głowy te cudne, złote włosy! O, jeżeli tak jest, to przysięgam ci, że dopóty nie zaznam spokoju i spoczynku, dopóki nie obmyję jej śmierci w posoce tej poczwary. Niechaj mi tak Bóg dopomoże!