Strona:PL Robert Louis Stevenson - Skarb z Franchard.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

powietrza, by oddychać w tak szczuplutkim kąciku ziemi. Myśl ta nasunęła się chłopcu, może po raz pierwszy, i wyraził ją słowami:
— Jak to się wydaje małem! — westchnął.
— Tak — odparł doktor — małem teraz. A jednak było to niegdyś warowne miasto; kwitnące, rojne od mieszczek w drogich furtrach i ludzi zbrojnych, kipiące życiem; z strzelistemi wieżami, o ile wiem, i obronnemi basztami wzdłuż szańców. Tysiące kominów przestawało się dymić na odgłos dzwonu wieczornego. Szubienice stały u jego bram tak gęste, jak strachy na wróble na polu. Podczas wojny uderzały oń szturmy po zarzucanych drabinach, strzały padały, jak liście, obrońcy przeskakiwali śmiało w zapale bitwy po przez most zwodzony i każda strona wykrzykiwała swe hasło bojowe, składając się bronią. Czy wiesz, że mury grodu rozciągały się aż do Komandoryi? Tak opiewa tradycya. Niestety, jak dawno ta świetność rozpadała się w gruzy i nie pozostało z niej nic, oprócz tych paru spokojnych słów, które obijają się o twe uszy, miasto zaś samo skurczyło się w tę małą wioskę pod nami. Potem przyszły angielskie wojny, posłyszysz jeszcze o tych Anglikach, głupi naród, któremu czasem zdarzy się niechcący uczynić coś dobrego, i Gretz zostało zdobyte, złupione, spalone. Są to dzieje wielu miast, ale Gretz nie podniosło się już nigdy, nie zostało nigdy odbudowanem; gruzy jego stały się materyałem budowlanym, który posłużył wzrostowi jego współzawodników, i kamienie Gretzu wznoszą się teraz wzdłuż ulic miasta Nemours. Cieszy mnie, że nasz stary dom pierwszy podniósł się po klęsce i gdy miasto przestało istnieć, on zapoczątkował wieś.
— Ja także cieszę się z tego — powiedział JanMarya.
— Powinienby on zostać świątynią najskromniejszych cnót — ciągnął dalej doktor, napawając się z roz-