Strona:PL Robert Louis Stevenson - Olalla.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziwaczniejsze jeszcze i więcej swobodne wiodła życie, aż wreszcie poślubiła Bóg wie kogo; jedni dowodzą iż jakiegoś właściciela mułów, drudzy, że zwykłego przemytnika; wśród zaś plotek tych trudno już dziś dojść, kto był ojcem Olalli i Felipa. Związek ów został po kilku latach zerwanym w tragiczny sposób; odosobnienie ich jednak od świata i zawierucha, wstrząsająca krajem, stłumiły wieść wszelką, tak dalece, iż dziś ksiądz jeden tylko umiałby powiedzieć, jakim był koniec tego nieszczęsnego człowieka.
— Być więc może, iż czekają tam na mnie niezwykłe wrażenia i przygody — zauważyłem żartobliwie.
— Na pańskiem miejscu nie próbowałbym łudzić się wcale; zamiast bowiem fantastycznego obrazu, znajdziesz nudną i pospolitą rzeczywistość. Chłopca znam nawet. Felipe wydał mi się bardzo przebiegłym i prostackim; dobre może, lecz ograniczone dziecko; reszta musi być do niego podobną. Nie, nie, senor komendancie, zamiast ludzi, szukaj rozrywki i towarzystwa wśród naszych wspaniałych gór niebotycznych, a te, jeżeli jesteś lubownikiem przyrody, nigdy cię nie zawiodą.
Nazajutrz, prostym wózkiem, zaprzężonym w muła, Felipe przybył po mnie. Pożegnawszy doktora, oberżystę i wszystkie poczciwe dusze, pielęgnujące mnie w chorobie, opuściłem z nim wschodnią bramę miasta, by piąć się ku szczytom wspaniałej Sierry. Ja dziecię wolności, byłem od tak dawna uwięziony wśród czterech ścian mieszkania, iż sam zapach ziemi i powiew swobody duszę mą radował. Krajobraz, roztaczający się przed nami, dziki był i skalisty, na wzgórzach zaś, pokrytych zielonością, wśród drzew korkowych i hiszpańskich kasztanów, wytryskiwały często rwące, spienione potoki. Słońce też wzbiło się wysoko, gdy oderwawszy oczy od cudów przyrody i miasta, niknącego na płaszczyźnie jak punkcik nie-