Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

był służącym Geralda, i — pies. Felim miał na sobie jedwabną spłowiałą kurtkę, irlandzkie buty, czerwoną szarfę i duży szeroki kapelusz. Zwracał się właśnie do leżącego pod kominem psa z następującą przemową:
— Otóż słuchaj Tara, skarbie mój. Sądzę, że nie byłbyś przeciwny temu, aby wrócić do kraju, do naszego starego zamczyska. Tam miałeś lepiej, niż tutaj. Wychudłeś gorzej aż znać ci każde żeberko. Bóg raczy wiedzieć, kiedy naszemu panu zechce się wrócić do ojczyzny. Ale nie martw się, Tara. Pan nasz wkrótce ma jechać do kolonji i zabierze nas ze sobą. Chociaż taką miejmy pociechę. Już trzy miesiące upływa, jak nie byłem na forcie, a może spotkam tam znajomych wśród przyjezdnych irlandzkich żołnierzy. Oni naturalnie uraczą swego ziomka i tobie coś się oberwie. Jak sądzisz, Tara?
Pies zaskomlał cichutko, jakby wyrażał swą zgodę.
— Chciałbym sobie zaraz zwilżyć gardziołko — ciągnął Felim, patrząc chciwemi oczami na stojące w kącie naczynie z wódką, — ale butelka prawie pusta i gospodarz zauważyłby to. W każdym razie nie wypada dobierać się do cudzej wódki bez zezwolenia, czy nie mam racji, Tara?
Pies znowu podniósł głowę i zaskomlał.
— Tobie się zdaje, że to nic nie szkodzi, Tara? No, jak, można? Oj, nie kuś mnie, stary złodzieju, bo za nic nie wezmę do ust cudzej gorzał-