nie drzewnej kory, pochylenie trawy, złamana gałązka, poruszony z miejsca kamyk — wszystko dowodnie świadczyło, że tu spadł z konia, potłukł się i pełznął z największym wysiłkiem, drąc na sobie odzież i kalecząc ciało, jakiś człowiek. Postępując krok w krok jego śladami, Stamp znalazł się na brzegu strumienia, gdzie został odnaleziony i uratowany łowca mustangów, Maurice Gerald.
Nie mogąc dogonić jeźdźca bez głowy, Kasjusz Calchun postanowił zmienić swego wierzchowca na innego, któryby mógł dorównać zdziczałemu mustangowi.
Z przekleństwem na ustach zawrócił do domu i, jadąc znaną sobie drogą, spostrzegł nagle na ziemi niezatarte jeszcze ślady własnego rumaka z odciśnięciem złamanej podkowy. Ogarnął go zabobonny lęk. Od czasu, gdy przejeżdżał tędy, upłynął tydzień, szalały burze, padały deszcze ulewne, a ślady zostały niezmyte i świeże, jak gdyby umyślnie ktoś je zachowywał na przyszłość... Czy srogie żywioły natury mszczą się za pogwałcenie praw Bożych?... Calchun szybko zeszedł z konia i zaczął ścierać i zadeptywać zdradzieckie ślady, zapomniawszy zgoła, że zostawia po sobie nowe.
Gdy wydało mu się, że zatarł już wszystkie zdradliwe znaki na ziemi, wsiadł z powrotem na