Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i wpatrując się uważnie w każdy ślad kopyt końskich. Nagle przystanął, zeskoczył z konia i, wyjąwszy z kieszeni złamaną podkowę, zaczął układać ją w dostrzeżonem wgłębieniu.
— Mam cię! — Krzyknął radośnie. — Oto ślad prawdziwego zbrodniarza.
Odkrywszy ślad, odpowiadający złamanej podkowie, Stamp nie wsiadał już na konia, ale szedł powoli z oczami utkwionemi w ziemi, badając skrupulatnie ciągnące się w dal ślady, jak archeolog bada stare wytarte piśmidła. Nie widział, ani przestworów błękitnych nieba, ani pysznej zieleni bezmiernego stepu. Koń szedł za nim posłusznie. Wtem rozległ się strzał... Z brzegu lasu, w dali ukazał się obłoczek dymu.
— Co za dureń poluje w tym lesie! — warknął ze złością. Stary myśliwy. — Oprócz wilków nie ma tam nic, godnego kuli. Dziwi mnie tylko, jak te wilki nie powyzdychały z głodu... Ha! Cóż to takiego? Koń! Pędzi naoślep, jakby go kto czerwonem żelazem poganiał... Przebóg! To jeździec bez głowy!
Stamp nie omylił się. Tajemniczy jeździec sadził prosto na niego. Trochę zabobonny Stamp, sądząc, że ma przed sobą jakieś nadnaturalne zjawisko, przyczaił się wraz z koniem w krzakach i czekał. Po chwili jeździec przemknął obok, ukazując tak znane Stampowi siodło, kapelusz i błękitną bluzę. Stary myśliwy nie mógł jeno odróżnić twarzy jeźdźca, który głowę przyciskał do siebie.