Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

świsnęły baty, znowu rozległo się cłapanie kopyt i zaskrzypiały koła wozów.
Ale zanim przejechali milę karawana zatrzymała się tym razem już z rozkazu kapitana, który stracił poprzednią pewność siebie. Widok okolicy zmienił się trochę. Podróżujący ujrzeli przed sobą, zamiast równiny, zagony, poprzerzynane szerokiemi wgłębieniami. Przed pożarem rosły tu wspaniałe drzewa, ale ogień pochłonął ich listowie tak, że sterczały już tylko pnie osmolone.
— Zmyliłeś drogę? — zapytał plantator swego kuzyna.
— Nie, wujku, nie. Muszę tylko rozpoznać okolicę. Naturalnie trzeba skierować się tą doliną. Za mną, murzyni!
Zeszli w dół, wdrapali się potem na wzgórza i znowu przystanęli.
— Więc cóż, Kasjuszu, zabłądziliśmy? — ponownie zapytał plantator.
— Nie sądzę, wujku, — odrzekł kuzyn niepewnym głosem. — Niech licho porwie, z tego pogorzeliska nie wydostaniemy się! Zresztą poczekajcie. Rzeka powinna być w tej stronie, jedziemy we właściwym kierunku.
Zapewne wypaloną prerją niedawno przejechała taka sama karawana, bo na ziemi widać było świeże ślady mułów i koleiny po kołach powozów, Prawdopodobnie karawana ta skierowała się w stronę fortu Inge, wobec czego należało podążać za nią. Po rozwiązaniu tej zagadki kapitan uspokoił się zupełnie. Lecz jakież było jego zdumienie,