Strona:PL Reid Jeździec bez głowy.pdf/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nagle Felim przerwał i na palcach podszedł do drzwi. — Tss... Słyszy pani?... Znów oni jadą tutaj... O, święty Patrycy! — zawołał blednącemi z przerażenia wargami. — Jesteśmy okrążeni ze wszystkich stron... O, Boże! nie zdążę już zawiadomić Stampa!
Targając włosy z rozpaczy Felim wypadł z domu, jak strzała.
Luiza stanęła blada przy łóżku Geralda, nie wiedząc, co począć.
— O, Boże, to oni! — szeptała z ręką na łomoczącem sercu i ze strachem w oczach. — To oni! Ojciec!... Co ja im powiem? Jak im wyjaśnię, poco tu przybyłam?
Za drzwiami słychać było już bliski tętent koni i rozmowy jeźdźców.
— Niech co chce będzie! — pomyślała Luiza, zbierając w sobie całą odwagę. — Od chorego nie odstąpię ani na krok, bo muszę go bronić.




LIV.  W męczącem oczekiwaniu.

— Stój! — rozkazująco krzyknął dowódca uzbrojonych ludzi na Felima.
— Nie uciekam, gentlemani, — zaczął się tłumaczyć wystraszony Irlandczyk — chciałem tylko...
— Skrępować mu ręce! Prędzej! Jednak nie jest to ten, którego poszukujemy.
— Nie, nie, to jego służący.