Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/107

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    Kiedy na bladem niebios łonie
    Stopniowo gaśnie gwiazdek blask,
    Kiedy na skraju ziemi dnieje,
    I poseł ranka, wietrzyk, wieje,
    I zwolna zdąża jasny dzień.
    A zimą, kiedy nocny cień
    Oblecze wszystko czarną smugą,
    Gdy cała ziemia ciężko śni
    I mglisty miesiąc blado lśni
    I wschód ociąga się przydługo, —
    Już nie potrafi w łóżku zwlec,
    Ubiera się przy blasku świec.


    XXIX.

    Romanse ją zajęły właśnie;
    One to dla niej wszystkiem są!
    Ją czarowały z młodu baśnie
    I Richardsona i Rousseau.
    Ojciec jej był poczciwiec sobie,
    Dość zapóźniony w zeszłej dobie,
    Nie widział w druku szkodnych plam:
    Prawda, nie czytał nigdy sam,
    Ale w powagę ksiąg nie wierzy,
    Nie daje ceny wieszczym snom,
    Nie dba więc, jaki tajny tom
    Pod poduszeczką córki leży.
    A jego żona... Czyżbym śnił?
    Richardson dla niej bóstwem był!