Strona:PL Puszkin Aleksander - Eugeniusz Oniegin.djvu/105

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    (Że już nie wspomnę naszych ód)...
    Z postępem iść nam trudno będzie!
    Ba, od oświaty — z pudrem lic
    Wzięliśmy pozę — więcej nic!


    XXV.

    A zatem zwano ją Tatjaną...
    Nie wiem, w czem był jej wdzięku klucz?...
    Świeżością siostry swej rumianą
    Nie mogłaby pociągnąć ócz.
    Dzika, milcząca, zbyt wrażliwa,
    Jak łania leśna bojaźliwa,
    Choć ją otaczał krewnych świat,
    Rosła w nim, jako obcy kwiat.
    Nie lubi pieszczot... Ojciec, matka
    Nie mogli czytać w duszy tej,
    Choć dziecię, — nie pociąga jej
    Dzieci bawiących się gromadka.
    I czasem w oknie cały dzień
    Siedzi milcząca, jako cień.


    XXVI.

    Zaduma była od kołyski
    Żywiołem jej, przyjaznym tchem,
    Wczas wiejski, zawsze nudy blizki,
    Barwiła jej ciekawym snem.
    Jej delikatnej ręki palce
    Nie znały igły; z nudą w walce