Strona:PL Przybyszewski Stanisław - Synowie ziemi.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znowu gałgan, łotr i oszust, człowiek, który cały swój czas w lapunarach spędzał, redagował organ kościelny i zachęcał ludność do bicia żydów. Ten znowu wyuzdany cynik, malował obrazy świętych i opowiadał jak modli się przed rozpoczęciem swej pracy...
Skąd ten niepojęty fałsz, ta ohydna obłuda, to bezwstydne kłamstwo?
I przecież każden z nich wiedział, że oszukuje swoje społeczeństwo, każden z nich kłamał z śmiałym bezwstydnym cynizmem.
Czerkaski myślał długo, skąd ta bezczelność i bezwstyd się bierze. Dlaczego społeczeństwo ten bezwstyd obłudy toleruje, bo przecież wie, że jest oszukiwane. Ha, ha, ha... splunął i chciał wyjść.
Ale w tej chwili podszedł do niego Stasinek i mówił smutnym głosem:
Wiesz, tyś mi straszną przykrość wyrządził. Powiedziałeś temu łajdakowi, co się ciebie czepiał, że ma się ze mną spichnąć przeciwko tobie. Tym razem ogromnieś się pomylił.
O, to nie to, to nie to. Bo ja cię bardzo i głęboko kocham. A jeżeli jestem kiedyś wściekły na ciebie, to wściekłość mojej niemocy, to to, że i ja czuję w sobie iskrę bożą, a wykrzesać jej z siebie nie mogę. Jeżeli kiedyśkolwiek uczuję nienawiść, to nienawiść niewolnika, którego pan buduje piramidy, a jemu zaledwie kamienie ciosać wolno. Otóż widzisz, dlatego ja piję, dlatego ja się poniewieram i służę za tarcz waszych kpin i docinków. Mój organizm