Strona:PL Przybyszewski Stanisław - Synowie ziemi.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakieś straszne widmo. Jakby człowiek wywołał nagle jakąś piekielną moc, która z groźnym majestatem pyta przerażonego syna człowieczego; czemu przerywasz spokój mój?
I w nocy tej szału i bólu szła ku niemu żona jego, strojna i pyszna, i jak barbarzyńska królewna słaniała się pod kosztownym ciężarem złotych łańcuchów i naramienników.
A on biedny syn człowieczy, syn smutnej ziemi, co czarnym ugorem duszę jego straszyła, co w nią ściekała brudnym, jęczącym deszczem, co mu serce śmiertelnym gzłem moczarów i błota w bolesne sny spowijała, patrzał na nią wściekły, oszalały.
I zerwał się straszny, i mówił do niej:
— Bo jeżeli żona przestąpi próg obcego męża, ukamienujcie ją! Tak karał Jehowy srogi gniew.
Zdawało mu się, że jakaś cicha, drobna postać przypadła do jego nóg i błagała go, by nie przeklinał, ale on dziki i straszny wlepił oczy w wyzywającą, bezczelnym śmiechem wykrzywioną twarz wiarołomnej żony i mówił dalej:
— Czemuż nie podniósłem pięści, ciężkiej i strasznej jak żelazny młot, i nie opuściłem jej na twoją głowę z siłą, z jaką się kamienne złomy rozwala — czemu nie opuściłem jej na głowę cudzołożnicy?
I znowu posłyszał jakiś straszny, bolesny jęk kobiety, co u nóg jego się tarzała.
— Czemuś nie znalazłem słów tak strasznych i pie-