Strona:PL Przerwa-Tetmajer - Illa.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chetniał jeszcze i nie pojął słowa: Ojczyzna, ani myśli wolności.
Zwalczyłeś niebezpieczeństwa i zniosłeś smutek śmiertelny, wytrwałeś do końca, jakeś przysiągł; naród twój zabił ciebie i nadzieje, którem w tobie kładła i posłannictwo moje. Ty umierasz szlachetny. A choć przekląłeś braci, toś przeklął ich z miłości do opuszczonéj Matki, któréj ty byłeś jedynym synem“.
Sokół wzniósłszy oczy w niebo, rzekł: „Zagraj mi poraz ostatni na harfie, która mnie wieść miała do życia, a na śmierć zawiodła.“
Więc uderzyła Illa o złote struny palcami z alabastru i leciała jéj pieśń przez góry, stepy, łany i wody Polski od morza do morza, jaka była niegdyś.
Usłyszeli ją wszyscy Polacy, lecz nie brzmiała ona tonami nadziei, ale boleścią i smutku żałobą.
A jasność łzy tęsknoty za Ojczyzną wygnańca i gwiazdy blask promienisty z nad skroni dziewicy, rozeszły się za dźwiękiem po kraju; lecz były smutne i ponure, jak zorza północy.
Sokół znów mówić począł: „Gdy umrę, pochowaj mnie pod głazem, gdziem cię raz pierwszy ujrzał.
Nie chcę leżeć w ziemi narodu, który najczystsze moje zamiary napiętnował hańbą i na czoło naplwał mi jadem. Oni złamali mi lot sokoli, lecz ja im przebaczam.
Żal mi tego ludu jęczącego w okowach, których zerwać sił nie ma. Może przyjdzie czas jeszcze, lecz wieki miną.