Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nim. Ty zachwalałeś nam swoją wiedzę, ty przyrzekłeś nas odwieźć do ojczyzny. Uwierzyliśmy ci, my szaleńcy! i oto omal nie zginęliśmy, ponieważ ty obraziłeś fetysza białych.
Tamango podniósł dumnie głowę; otaczający go czarni cofnęli się przestraszeni. Podniósł dwie strzelby, dał znak żonie aby szła za nim, przeszedł przez tłum który się rozstąpił, i skierował się ku dziobowi statku. Tam uczynił sobie jakgdyby szaniec z dwóch próżnych beczek i kilku desek; poczem siadł w tym okopie, z którego sterczały groźnie bagnety jego dwóch fuzyi. Zostawiono go w spokoju. Wśród buntowników jedni płakali, inni podnosili ręce do nieba, wzywając swoich fetyszów i fetyszów białych; inni, na kolanach przed busolą, której podziwiali nieustanny ruch, błagali ją aby ich zawiodła do ojczyzny; inni wreszcie kładli się na pomoście w tępym bezwładzie. Wśród tej gromady zrozpaczonych, wyobraźcie sobie kobiety i dzieci wyjące z przerażenia i jakich dwudziestu rannych jęczących o pomoc, której nikt nie myślał im udzielić.
Naraz, murzyn jakiś ukazuje się na pokładzie: twarz miał promienną. Oznajmia,