Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że odkrył miejsce gdzie biali chowali wódkę; radość jego i zachowanie świadczą dowodnie że właśnie jej spróbował. Nowina ta przerywa na chwilę krzyki nieszczęśliwych. Biegną do magazynu i raczą się trunkiem. W godzinę potem, możnaby ich było oglądać skaczących i śmiejących się na pokładzie, oddających się wszystkim szaleństwom najbardziej bydlęcego pijaństwa. Tańcom ich i śpiewom towarzyszyły jęki i szlochania rannych. Tak upłynęła reszta dnia i cała noc.
Rano, po przebudzeniu, nowa rozpacz. Przez noc, wielu rannych zmarło. Okręt kołysał się po fali otoczony trupami. Morze było burzliwe, niebo pochmurne. Zwołano naradę. Kilku partaczy w sztuce magicznej, którzy nie śmieli zachwalać swego kunsztu w obecności Tamanga, ofiarowało kolejno swoje usługi. Sprobowano wielu potężnych zaklęć. Po każdej bezkutecznej próbie, nowa rozpacz. W końcu znowu obrócono oczy w stronę Tamanga, który nie opuścił jeszcze swego szańca. Bądź co bądź, on był najuczeńszym z nich i on jeden mógł ich wydobyć z okropnego położenia w jakie ich wtrącił. Zbliżył się doń starzec, poseł pojednania. Prosił go, aby zechciał