Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go i gęstego lasku, rozlega się dziwna muzyka, mimo że nie widzi się żadnego grajka, jako że wszyscy grajkowie są ukryci w lasku. Były tam flety trzcinowe, drewniane bębenki, balafo i gitary sporządzone z przeciętych kalabasów. Wszystko to grało melodyę zdolną ściągnąć djabłów na ziemię. Zaledwie kobiety usłyszą tę melodyę, zaczynają drżeć, chcą uciekać, ale mężowie zatrzymują je: wiedzą biedaczki dobrze co je czeka! Naraz wychodzi z lasku duża biała postać, wysoka jak maszt okrętowy, z głową wielką jak ceber, oczyma jak talerze i gębą, jak paszcza djabielska, ziejącą ogniem. Szła wolno, wolno, uszła nie więcej niż sto kroków od lasku. Kobiety wołały:
— Mama-Jumbo! Mama-Jumbo!
I ryczały jak opętane. Wówczas mężowie do nich:
— Mówcie, szelmy, mówcie, jakeście się sprawiały; jeśli skłamiecie, Mama-Jumbo pożre was żywcem. Ta i owa była tak głupia że się przyznała i wówczas mąż zbił ją na kwaśne jabłko.
— A cóż to była ta biała postać, ten Mama-Jumbo? spytał kapitan.
— To był jakiś frant, ustrojony w wielkie białe prześcieradło, mający zamiast gło-