Strona:PL Prosper Mérimée - Carmen.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jednym ze zbawiennych obyczajów kapitana Ledoux było kazać często tańczyć swoim niewolnikom, tak jak się każe wierzgać koniom załadowanym na długą przeprawę.
— Dalej, dzieci, dalej, bawcie się, mówił kapitan gromkim głosem, strzelając równocześnie z olbrzymiego pocztowego bata.
I biedni murzyni zaczynali skakać i tańczyć.
Jakiś czas rana Tamanga trzymała go pod pokładem. Ukazał się wreszcie na pomoście; w pierwszej chwili, podnosząc z dumą głowę wśród trwożnej ciżby niewolników, objął smutnym ale spokojnym rzutem oka olbrzymią przestrzeń wody, która otaczała statek, następnie położył się, lub raczej osunął się na pokład, nie troszcząc się nawet o ułożenie kajdanów tak aby go mniej uwierały. Ledoux, siedząc w tyle okrętu, palił spokojnie fajkę. Obok niego Aysza, bez kajdan, ubrana w strojną niebieską bawełnianą sukienkę, w ładnych skórkowych pantofelkach, trzymając w rękach tacę z napojami, była gotowa nalać na skinięcie swego władcy. Widocznem było, że spełnia wysokie funkcye przy osobie kapitana. Jeden z czarnych, który nienawidził Tamanga, dał mu znak aby spojrzał w tę stronę. Tamango