Strona:PL Pol-Dzieła wierszem i prozą.djvu/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cóż Wasze na to powiesz? często się zdarzało,
Że sie taki banita okrył jeszcze chwałą;
A ten, co bywał w kraju ludziom niebezpieczny,
Gdy między łotrów popadł, jak prałat stateczny!
Pilnował się chorągwi, i tam w obec wroga
I z sumieniem się spotkał, i z bojaźnią Boga,
A gdy o nim i jego sprawkach zapomniano,
I od kresów dzielnego rycerza witano...
Słuchasz, patrzysz, poznajesz, czy cię oko łudzi?
A on już i chorągiew, i zaciężnych ludzi,
I listy ma od Króla i łaskę Hetmana,
Ba, nawet i Starostwo, i wyszedł na pana;
I krócéj jeszcze trzymał bractwo na posadzie,
I najsurowszym bywał w familijnéj radzie....

Kiedy dom był zamożny — łatwo było dzielić,
I obdarzać się wzajem i społem weselić,
Łatwo było zarządzić, gdzie było dostatnio.
Wiedziano jednak o tém, że nie samą radą
Stoi człowiek na świecie, lecz pomocą bratnią,
Że trzeba podać rękę i wspiérać gromadą
Chudobniejszych przy sobie i stawić na nogi,
Ztąd i dom podupadły i człowiek ubogi
Znajdował bratnią miłość i pomoc w przygodzie,
I nie było sieroty w tak wielkim Narodzie!

Bo żeby dźwignąć człeka, nie wiele potrzeba,
Trochę miłości w sercu, trochę łaski nieba,
I nigdy wszyscy razem nie mogą być biedni,
Lecz zawsze i możniejsi i szczęśliwsi jedni.
A jak drugich podźwigną chudobniejszych braci,
To z Bogiem już rachunek, i on za to płaci...
Że się chlebem dzielono, więc chlebem Bóg raczył,
Mało było pieniędzy, więc człowiek coś znaczył.