Strona:PL Poezye Brunona hrabi Kicińskiego tom V.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skaczą i lubią twoje ofiary i wonie.
„Ojcze! odpowie Pallas, ja myszy nie bronię,
Wiem że często bywały moich ofiar chciwe,
Gryzły wieńce, z lamp nieraz wypiły oliwę,
I zdarły szatę tkaną rękoma własnemi;
Mogęż po tylu krzywdach być jeszcze za niemi?
Lecz i żab nie chcę bronić. Raz gdy długim biegiem,
Znużona spocząć chciałam nad jeziora brzegiem,
Póty mi zasnąć nie dał ich skrzek nieustanny,
Aż kur zapiał, i promień zabłysnął poranny.
Nikogo nie wspierajmy, takie moje zdanie.

Patrzmy się tylko z Nieba.” Przystali Niebianie,
Postępują ku sobie przeciwnicy groźni,
W znoszą trąbę komary, stron walczących woźni,
I dali znak do bitwy huczącym łoskotem,
A Jowisz go powtórzył piorunowym grzmotem,
Pierwszy Grubogłos strzałę na Lizuna rzucił
Trafił w piersi i życie bohatera skrócił.
Jamnik wpada na Nurka, broń się z bronią starła,
Padł Nurek, śmierć mu zimne powieki zawarła,
Buraczek ostrą dzidą ranił Garkoliza,
Wrzaskosława napróżno zasłania Paiza,
Przeszył ją Chlebuś włócznią. Bagnosz to postrzega
I gniewny do Jamnika z orężem przybiega,