Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t. 1.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

miłosierny, myślała sobie, toć mnie tak nie ostawi.“ I nie myliła się, bo pan Skorabiewski istotnie był człowiek ludzki. Daléj przypomniała sobie, że i na Rzepę zawsze był łaskaw; daléj, że jéj nieboszczka matka wykarmiła pannę Jadwigę, więc i otucha wstąpiła w jéj serce. To, że czekała już parę godzin, wydało jéj się tak naturalne, że nawet nie zastanawiała się nad tem. Tymczasem państwo wrócili na ganek. Rzepowa widziała przez liście winne, jak panienka nalewała ze srebrnego imbryka „arbatę,“ czyli jak mawiała nieboszczka matka Rzepowéj, taką wodę pachniącą, co ci od niéj w calusieńkiéj gębie puszy.“ Potém pili ją wszyscy, rozmawiali i śmieli się wesoło. Dopiéro wtedy przyszło Rzepowéj do głowy, że w pańskim stanie to zawsze jest więcéj szczęścia niż w prostym i sama nie wiedziała czemu łzy znowu popłynęły jéj po twarzy. Ale te łzy ustąpiły wkrótce innemu wrażeniu bo oto na ganek „jeden z drugim“ wniósł dymiące półmiski; wtedy przypomniała sobie Rzepowa, że jest głodna, bo obiadu nie mogła wziąć w usta, a rano tylko się trochę mleka napiła.
— Oj! żeby mi téż choć kosteczki dali ogryźć! — pomyślała sobie — i wiedziała, że daliby z pewnością, nietylko kosteczki, ale nie śmiała prosić, by się nie naprzykrzać i w oczy nie leźć przy gościach, zacoby się może pan i rozgniewał.
Nareszcie skończyła się i kolacya; rewizor odjechał zaraz, a w pół godziny potém i obaj księża siadali już na dworską brykę. Rzepowa widziała, jak pan podsadzał dziekana, więc osądziła, że chwila nadeszła i zbliżyła się ku gankowi.