Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.4.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dalej jak o sto kroków od wozów. Psy czyniły wskutek tego od zmroku aż do świtu taki harmider, że oka nie było podobna zmrużyć.
Niegdyś kochałem takie życie i gdy rok temu w Arkanzasie w większych jeszcze bywałem opałach, było mi właśnie jak w raju. Ale teraz, skorom sobie pomyślał, że tam na wozie moja ukochana żona, zamiast spać, drży o mnie i trawi swoje zdrowie niepokojem, odsyłałem do piekła wszystkich Indyan, i niedźwiedzie i kuguary, a natomiast pragnąłem w duszy zapewnić jaknajprędzej spokój tej istocie tak wątłej i delikatnej, a tak uwielbionej, że na ręku chciałbym ją wiecznie nosić. Wielki też ciężar spadł mi z serca, gdym po trzech tygodniach takich przepraw ujrzał nakoniec białawe, jakoby kredą zamulone wody rzeki, którą teraz nazywają Republican-River, a która wtedy nie miała jeszcze angielskiego nazwiska. Szerokie pasy czarnej łoziny, ciągnące się żałobnym szlakiem koło białych wód, mogły dostarczyć nam w obfitości paliwa, a choć ten gatunek łozy strzela w ogniu z wielkim hukiem i pryska iskrami, lepiej się przecie pali, niż mokry gnój bawoli. Naznaczyłem tu znowu dwa dni odpoczynku, ile że już skały, rozproszone tu i owdzie przy brzegach rzeki, zwiastowały blizkość trudnej do przebycia, górzystej krainy, leżącej po obu stronach grzbietu Gór Skalistych. Byliśmy już i tak na znacznej wysokości nad poziomem morza, co można było poznać z chłodów nocnych.
Ta nierówność temperatury dziennej i nocnej dokuczała nam bardzo. Kilku ludzi — a między innymi i stary Smith — zapadło na febry i musiało iść na