Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  264  —

Szeryf poszedł i w kwadrans wrócił. Ale niewiadomo dlaczego wrócił otoczony tłumem ludzi.
— No co? no jak? — poczęli wypytywać oboje.
— Wsistko dobrze, oh! — rzekł szeryf.
— No, co sędzia zrobił?......
— Ny? co miał złego zrobić? On was pożenił.
— Pożenił?!!!!!
— Albo to się ludzie nie żenią?
Żeby piorun nagle trzasł, Hans i panna Neuman nie przeraziliby się do tego stopnia. Hans wytrzeszczył oczy, otworzył usta, wywiesił język i spoglądał jak głupi na pannę Neuman, a panna Neuman wytrzeszczyła oczy, otworzyła usta, wywiesiła język i spoglądała jak głupia na pana Hansa. Osłupieli, skamienieli. Potém oboje w krzyk.
— Ja mam być jego żoną!?
— Ja mam być jéj mężem!?
— Gwałtu! gwałtu! Nigdy! Zaraz do rozwodu! Ja nie chcę!
— Nie, to ja nie chcę!
— Pierwéj umrzeć! gwałtu! Rozwód, rozwód, rozwodu! Co to się dzieje!
— Moi kochani — rzekł spokojnie szeryf — co tu pomoże krzyk?... Sędzia daje ślub, ale sędzia nie daje rozwodu. Na co krzyczeć? Czy to wy milionarze ze San-Francisco, żebyście brali rozwód? Czy wy niewiecie co to kosztuje? Aj! Co tu krzyczeć? Mam piękne trzewiki dziecinne; tanio sprzedaję! Good bye!