Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  263  —

Poczém otworzył książkę i jął pisać. Spytał Hansa ile ma lat? — Trzydzieści sześć. Spytał panny — nie pamiętała dokładnie: tak, coś koło dwudziestu pięciu. All right! Jakie są ich imiona? — Hans — Lora. All right! Czém się trudnią? — mają grocernie. All right. — Potém jeszcze jakieś pytania. Nie zrozumieli oboje, ale odpowiadali: yes! Doktor kiwnął głową. Wszystko skończone.
Skończywszy pisać, wstał, i nagle, ku wielkiemu zdziwieniu Lory, objął ją w pół i pocałował.
Wzięła to sobie za dobrą wróżbę, i pełna różowych nadziei poszła do domu.
Po drodze powiada do Hansa:
— Ja panu pokażę.
— Pokażesz panna komu innemu! — odparł spokojnie niemiec.
Nazajutrz rano przyszedł szeryf przed sklepy. Oboje stali przededrzwiami. Hans pykał fajkę, panna śpiewała:
Doczmen, Doczmen, Do—Doczmen, Do—Doczmen—men.
— Chcecie iść do sędziego? — spytał szeryf.
— Jużeśmy byli.
— No i co?
— Mój szeryfku! mój panie Devisku! — zawołała panna — pójdźcie się dowiedzieć. Potrzebuję właśnie trzewików. A przemówicie tam za mną słówko do sędziego. Widzicie, ja biédna dziewczyna.... sama....