Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  265  —

To rzekłszy, odszedł. Ludzie śmiejąc się, porozchodzili się także! nowożeńcy pozostali sami.
— To ten Francuz — wykrzyknęłą panna-mężatka — naumyślnie nam tak zrobił, bośmy niemcy!
Richtig — odpowiedział Hans.
— Ale pójdziemy do rozwodu!
— Ja pierwszy! pannaś mi wydrapała t ze środka!
— Nie! ja pierwsza! paneś mnie w żelaza złapał.
— Ja panny nie chcę.
— Ja pana nie cierpię.
Porozchodzili się i pozamykali sklepy. Ona siedziała u siebie, rozmyślając cały dzień, on u siebie. Przyszła noc. Noc przynosi spokój. Oboje jednak nie mogli myśleć o śnie. Położyli się, ale oczy im się nie kleiły. On myślał: „Tam śpi moja żona.“ Ona: „Tan śpi mój mąż!“ I dziwne jakieś uczucia rodziły im się w sercach. Była to nienawiść, gniew, w połączeniu z poczuciem samotności. Prócz tego, pan Hans myślał o swojéj małpie nad sklepem. Jak ją tu trzymać, kiedy to teraz karykatura jego żony? I wydało mu się, że zrobił bardzo brzydką rzecz, kazawszy wymalować tę małpę. Ale znowu ta panna Neuman! Przecie on jéj nienawidzi. To przez nią lód jego stopniał. On ją przecie złapał po księżycu w żelaza. Tu znown na myśl przyszły mu owe kształty, widziane przy blasku księżyca. „No, co prawda, to ona tęga dziewczyna (myślał). Ale ona mnie nie cierpi i ja