Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.3.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

raz często marmurowe członki owych „boskich” leżą w kupach rupieci i w pyle zczerniałe, pokryte pleśnią, zapomniane. Cała przestrzeń zasłana jest szczątkami posągów. Tu widać nagi tułów kobiecy bez głowy, rąk i nóg, piękny jeszcze w swych kształtach miękkich i zaokrąglonych; daléj: ręce męskie z muskułami, jak węzły, potężne uda bohatérskie, głowy bez nosów, nogi, torsy, to olbrzymie, to zwykłéj wielkości, poprzewracane obok siebie, przy sobie, na sobie: smętne okruchy, wśród których sykają „koniec rapsodu” świerszcze.
Chwilami zdaje się zwiedzającemu, że jest w jakiéjś olbrzymiéj pracowni rzeźbiarskiéj. Mimowoli przychodzi na myśl, jak żywotną sztuką była rzeźba dla starożytnego świata, i niepodobna nie zgodzić się z Taine’m, że czas jéj minął. W dawnych, rozkochanych w plastyce czasach, była ona zaspokojeniem istotnéj potrzeby, którą odczuwał cały naród; dziś jest sztuczną rośliną, hodowaną gwoli wykwintnemu smakowi. Pogański artysta tworzył, dzisiejszy tylko odtwarza, wedle reguł; pogański czerpał ze swego otoczenia, ze współczesnych zamiłowań, z żyjących wyobrażeń i pojęć, bądź religijnych, bądź poetycznych: słowem był szczery; dzisiejszy nie zwraca się do swego świata, nie czerpie z niego, ale musi szukać treści w dziejach przeszłych, umarłych i nieodczuwanych przez nikogo. Nowsze téż czasy wytworzyły swoją własną poezyę, malarstwo, muzykę i budownictwo,