Przejdź do zawartości

Strona:PL Pisma Henryka Sienkiewicza t.20.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hera nic przez nią dostrzedz nie mogła. Hermes drżał trochę, zbliżając się do ojca bogów i ludzi.
— Słuszność po mojej stronie — myślał, — lecz nuż Zeus zbudził się gniewny, nuż, nim wysłucha, porwie każdego za nogę, zakręci nad głową i ciśnie na jakie trzysta staj ateńskich. Jeszcze na Apollina ma on wzgląd jakiś, ale ze mną, choć synem jego jestem, nie będzie robił ceremonii.
Lecz płonna była obawa syna Mai. Kronid siedział na ziemi wesół, bo mu noc zeszła wesoło, i w chwale radosnej ogarniał świecącemi oczyma krąg ziemski. Ziemia, uradowana ciężarem ojca bogów i ludzi, rodziła pod nim jasną majową trawkę i młode hiacynty, a on, wspierając się o nią dłońmi, przebierał palcami w kędzierzawem kwieciu i cieszył się w sercu wyniosłem.
Widząc to, syn Mai ochłonął, i oddawszy pokłon rodzicielowi, śmiało zaczął Promienistego oskarżać — a nie tak gęsto padają płatki śnieżne w czasie zadymki, jak gęsto padały jego słowa wymowne.
Gdy skończył, Zeus milczał przez chwilę, a potem ozwał się do Apollina:
— Prawdaż to wszystko, Promienisty?
— Prawda, ojcze Kronidzie — odrzekł Apollo, —